Historia szkoły
Początki zorganizowanego szkolnictwa na terenie Dydni wiążą się zapewne z nakazem IV Soboru Laterańskiego, który już od XIII w. zobowiązywał do tworzenia szkół przy kościołach wszystkich zamożnych parafii. Na podstawie istniejących dokumentów stwierdzić można, że sama parafia Dydnia erygowana została na początku XV w. Dowodem na to jest wzmianka z 1480r., która mówi o „dobrze funkcjonującej parafii, proboszczach i o starym i nowym kościele”.
W Dydni zorganizowana szkoła parafialna istniała od XVI w. Była ona potrzebna kościołowi, i parafii przygotowywała śpiewaków ministrantów oraz kandydatów na przyszłych kapłanów. Nauczycielem w tej szkole był bakałarz, który najczęściej wywodził się z rodziny kościelnej i z reguły kończył szkoły lub kolegia jezuickie. Ciężar budowy szkoły parafialnej w tych czasach spoczywał najczęściej na kolatorze, proboszczu i parafianach.Uposażenie nauczycieli było wówczas nędzne. Najczęściej posiadali oni kawałek roli lub mały ogród oraz klerykaturę czyli daninę od parafian w snopkach lub sianie, od kmieci 1 grosz a od zagrodników i chałupników pół grosza rocznie. W szkołach parafialnych uczono czytania i pisania, wychowania moralnego, udziału w nabożeństwach, śpiewu kościelnego itp. Liczba uczniów w takiej szkole wahała się od 6 – 20 i uczęszczali do niej najczęściej synowie bogatych chłopów a funkcjonowały one w zasadzie w okresie zimowym tj. od 11 listopada (Św. Marcina) do 23 kwietnia (Św. Wojciecha).
Budynek szkoły z 1914 roku.
W XVIII w. bp. W. H. Sierakowski jako właściciel dóbr Dydnia nakazał „z każdego dworu po pół kopy żyta i tyleż samo owsa, a od każdego kmiecia 20 snopków żyta i owsa dla bakałarza, aby zachęcić go do lepszego pilnowania obowiązków”. Wizytacja biskupia z 1756 r. podaje dokładny opis szkoły parafialnej w Dydni.„Był to nowy budynek, z drzewa, pokryty słomą. Posiadał sień, 3 izby, komorę i małą stajenkę. Służył on jako mieszkanie dla organisty oraz jako pomieszczenie na szkołę, gdyż organista był zarazem nauczycielem”.
Pod koniec XVIII wieku szkoły parafialne uległy likwidacji ze względu na kryzys polityczny społeczny i gospodarczy. Polska podzielona między trzech zaborców wymazana została z mapy Europy. Politykę oświatową na zagarniętych terenach kształtowali zabory według swoich celów i strategii. Austriackim władzom zaborczym nie zależało na reaktywowaniu szkół parafialnych, dlatego dekrety wydawane przez ówczesny rząd zmierzały do józefinizacji szkół parafialnych, czyli do zmiany ich z instytucji kościelnych na instytucję państwową.
12 VI 1789 r. wydano dekret nakazujący zakładanie takich szkół w każdej miejscowości. W przypadku Dydni dekret ten nie spotkał się z pozytywnym odzewem i pełną akceptacją. Świadczą o tym zapisy z wizyty dziekańskiej z 21 X 1804 r., które donoszą, że „szkoła jest w bardzo złym stanie”. Na te podstawie przypuszczać należy, że na początku XIX wieku istniała w Dydni jeszcze szkoła parafialna, ale nie funkcjonowała w pełni z powodu braku zaplecza. Nauczycielem pracującym mógł być wówczas miejscowy organista Piotr Orłowski. W 1815 roku akta dziekańskie donosiły, że w parafii Dydnia „nie ma szkoły” i stan ten mógł trwać przez dłuższy okres czasu.
Problemem tym zainteresował się dopiero dziekan Jan Grabownicki, który podczas wizytacji dziekańskiej w 1837 r. zadał ówczesnemu proboszczowi pytanie „dlaczego przy tak licznej parafii nie ma szkoły parafialnej?”. Dzięki temu jeszcze w tym samym roku powstała szkoła parafialna, o której „Kronika szkoły dydyńskiej” pisze następująco; „Początek szkoły datuje się od 1837 roku od czasów dziedzica Wielmożnego Pana Feliksa Pohoreckiego, właściciela dóbr Dydni i Krzywego szlachetnego i wspaniałomyślnego. Objął te dobra przed 1830 rokiem i zaczął spełniać obowiązki dobrego Pana. Własnym kosztem zaczął utrzymywać szkołę i nauczyciela, opłacał dzieciom książki itp. W tej szkole uczyli się pisać, czytać religii w języku polskim. Stan ten trwał do 1847 roku, gdyż w tym roku pan ten został powołany na deputowanego Stanów Krajowych i mieszkanie swoje przeniósł do Lwowa. Jednak na prośbę Ks. J. Dąbrowskiego gminy Dydnia i Krzywe zobowiązały się szkołę parafialną w Dydni z jednym nauczycielem, którego płaca ustalona została początkowo na poziomie 200 zł/p, lecz z braku funduszy zredukowana została do kwoty 105zł/p rocznie”.
W 1862 r. po wizytacji Komisji Nadzoru Okręgowego szkoła ta określona została jako systematyzowana. Dokument erekcyjny szkoły wywodzi się z 18 XII 1877 r. W akcie erekcyjnym szkoły czytamy: „W celu uzyskania u Wysokich władz szkolnych uznania szkoły w Dydni za etatową, przyjmują niżej podpisani a to; Szczepan Kulon wójt z Dydni, Józef Leszczyk wójt z Krzywego, Józef Rozmus i Michał Niemiec radni i pełnomocnicy z Krzywego oraz Jaśnie WP Pan Adam Pohorecki właściciel dóbr Dydni i Krzywego następujące zobowiązania szkoły w Dydni:
I. Gmina Dydnia wspólnie z gminą Krzywe zobowiązuje się istniejący już od roku 1862 budynek szkolny wraz z 1 morga gruntu do niego należącym w Dydni położonym zawsze w dobrym stanie utrzymywać. Takowy należnie urządzać w ogóle wszystko co do szkoły należy zawsze w dobrym utrzymywać stanie.
II. Na płace nauczyciela zobowiązują się płacić rocznie a to:
a.Gmina Dydnia roczną kwotę 73 zł/p. 50 gr.
b.Gmina Krzywe roczną kwotę 31 zł/p. 50 gr.
Razem obydwie gminy105 zł/p.
III. Na opał szkoły zobowiązuje się dla szkoły w Dydni dla obydwu gmin do szkoły tej należnych powalać wyrębywać w lasach dworskich własnością obszaru dworskiego w Dydni i Krzywem będących co rok 6 sągów twardego drewna a zrąb i zwóz tego drzewa należy do obydwu gmin. Dydnia obowiązuje się 2/3 części tego drzewa zrąbać i przywozić a gmina Krzywe 1/3 części.
IV. Gmina Dydnia i Krzywe obowiązują się dawać odpowiednią usługę i takową utrzymywać na mocy uchwały połączonych rad gminnych dnia 2 września 18 79 roku odbytej.
V. Na premię dla pilnych dzieci zobowiązuję się gmina Dydnia płacić roczną kwotę 2 złotową. Na potrzeby szkolne zaś gmina Dydnia 2 zł 66 gr a gminna Krzywe 1 zł 34 gr, razem 4 zł (cztery złotową).
VI. Wrazie niedotrzymania któregokolwiek z powyższych zobowiązań poddają się Gmina Dydnia i Krzywe jako też i obszar dworski w Dydni i Krzywem exekucji politycznej. W Dydni dnia 6 września 1879.
Szczepan Kulon wójt m/p, Józef Rozmus m/p, Michał Niemiec m/p, Józef Leszczyk m/p wój Krzywego, Jan Nykiel m/p, Stanisław Wojak m/p.
Do szkoły w Dydni uczęszczały zatem dzieci z dwóch gmin Dydni i Krzywego. Stan ten ilustruje tabela, która obok liczby uczniów uczęszczających do tej szkoły zawiera nazwiska pierwszych nauczycieli oraz fundusze przeznaczone na jej utrzymanie w latach 1841 – 1867.
Szkoła w Dydni w latach 1841 – 1867.
Lp.
Rok
Liczba dzieci
Nauczyciele
Fundusz złp.
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
17.18.
19.
1841
1842
1843
1844
1845
1846
1847
1848
1849
1850
1858
1859
1860
1861
1862
18
*
24
20
20
20
20
9
12
*
75
99
112
56
42
Antoni Chłecowski
Michał Grzesik
Michał Grzesik
Józef Buczek
Jędrzej Dobosz
Józef Dobosz
170
*
170
170
170
170
170
170
170
170
150
60
95
95
42
105
105
105
105
Tygodniowi
Niedzielni
1863
1864
1866
1867
42
54
67
67
30
30
30
30
Józef Kawałek
Antoni Bieda
Liczba uczniów uczęszczających do szkoły była różna w poszczególnych latach i zależała głównie od samych rodziców, warunków materialnych i bytowych rodzin, warunków atmosferycznych, pór roku oraz epidemii i chorób. Od roku 1850 kiedy szkoły finansowane były przez gminy liczba uczniów uczęszczających na naukę szkolną znacznie się zwiększyła. Ciekawe zjawisko obserwuje się od roku 1863 kiedy to nastąpił podział uczniów na tzw. tygodniowychi niedzielnych. Spowodowane to było trudną sytuacją bytową mieszkańców wsi, potrzebą wykorzystania dzieci do prac polowych i gospodarskich jak również negatywnym stosunkiem wielu chłopów do spraw edukacji swoich dzieci.
W roku 1867 zmieniła się sytuacja szkolnictwa w Galicji. Weszła w życie ustawa o nauczaniu w szkołach państwa austriackiego w językach ojczystych oraz postanowienie cesarskie o ustanowieniu Krajowej CK Rady Szkolnej. Rada stanowiła najwyższą władzę nadzorczą i wychowawczą w sprawach szkół utworzonych i nazwanych po 1867 r. jako Szkoły Ludowe. Dzieci uczęszczały do takich szkół najczęściej w zimie gdyż w lecie pracowały w polu u gospodarstwach rolnych. Analfabetyzm w tych latach był w Galicji zjawiskiem powszechnym i kształtował się wśród kobiet na poziomie 79 % a wśród mężczyzn około 74 %. Związkuz powyższym w 1872 roku władze szkolne wprowadziły obowiązek uczęszczania do szkoły dzieci w wieku 6 – 12 lat.
Po nauczycielu Antonim Biedzie nauczycielami miejscowej szkoły ludowej do końca XIX w. byli Stanisław Bienia (1884 – 1896), Stanisław Pelczar (1884-1896), Stanisław Pelczar (1896-97) a następnie Karolina Grabień od (1897 -). Spośród wymienionych na szczególną uwagę i prezentację zasługuje osoba Stanisława Bieni, który tak oto opisuje w kronice szkoły dydyniańskiej swoją pracę w tutejszej szkole ludowej.
Po nauczycielu Antonim Biedzie zamianowany Dekretem Świetniej CK Rady Szkolnej Okręgowej w Sanoku, przybyłem na przeznaczoną mi posadę w charakterze tymczasowego nauczyciela z płacą roczną 300 zł, a względnie 297 zł, bo za ten lichy kawałek ogrodu odciągają jako czysty dochód 2 zł 40 gr, a oprócz tego musi nauczyciel płacić podatek gruntowy rocznej wysokości 1 zł 12 gr, 1 zł 50 gr i wyżej. Ponieważ pomieszczenie nauczyciela w budynku szkolnym było zajęte od lat 6 – ciu przez byłego organistę Jędrzeja Skarbka przeto zostałem gościnnie przyjęty w domu Pana Adolfa Pytlowanego, przewodniczącego tutejszej Rady Szkolnej miejscowej na przeciąg 2 tygodni, po czym przybyłem ze swoim ruchomościami na starą plebanię gościnie przyjęty przez Wielmożnego Księdza Kanonika Feliksa Biesiadzkiego. Dnia 25 września 1884 r. opuścił organista Dydnię, zatem wziąłem się do reperacji pomieszczenia nauczycielskiego. Do tak urządzonego pomieszczenia wprowadziłem się 21 października 1884 r.
Ponieważ zastałem szkołę bardzo zaniedbaną pod względem urządzenie przeto obok nauczania i prowadzenia młodzieżypostanowiłem sobie jako zadnie drugie zdążać wszelkim możliwem sposobem i środkami ku polepszeniu i postawieniu tejże szkoły przynajmniej na miernej jeżeli już nie zadawalającej stopie wymogów higienicznych, naukowychi wychowawczych.
Mając jednakże na pamięci te uwagi, że każda zmiana nagła, a zwłaszcza wymagająca jakiegokolwiek nakładu i ofiarności zniechęca lud, budzi nieufność i podkopuje powagę nauczyciela, a zamiast wdzięczności rodzi nienawiść, postanowiłem z wolna według obmyślanego z góry planu i z całą nieugiętą konsekwencją zdążać ku polepszeniu. Ślady tej nie chwaląc się mrówczej pracy znajdzie czytelnik w martwych literach księgi uchwał Rady Szkolnej miejscowej, tudzież w żywym obrazie zewnątrz (w ogródku szkolnym)i wewnątrz tutejszej szkoły.
I tak z inicjatywy wspomnianego nauczyciela, przy znacznym wsparciu członków Rady Szkolnej miejscowej w 1884 roku wyremontowano i odnowiono mieszkanie nauczycielskie, które od sześciu lat nie było nawet bielone.
W latach (1885 – 87) ogródek szkolny, zasadzono żywy płot wokół tego ogrodzenia, położono nowy dach na drewutni i stajence szkolnej, wymieniono ławki na nowe pokryto zachodnią część dachu szkolnego nowym gontem, ogrodzono żerdziamiw ilości 16 szt. oraz wstawiono nowe okna w sali szkolnej.
Szczególnie dramatycznym w historii tej szkoły był rok 1886 – 1887 kiedy to z powodu chorób i epidemii zmarło 6 uczniów a jeden z nich zginął w tragicznym pożarze opisanym przez ówczesnego nauczyciela następująco;
Dnia 1 maja br. wybuchł straszliwy pożar o godzinie 2 1 z rana. W sąsiedztwie nowej plebanii , prawdopodobnie wzniecony zbrodniczą ręką kobiety w jednej chwili ogarnął6 budynków, mianowicie 3 domy mieszkalne 2 stodoły i kuźnię. Na ratunek zbiegło się nawet mnóstwo ludzi, lecz długą pogodą wysuszone dachy i drewniane zręby oraz bezradność ratujących, brak przyrządów i naczyń do gaszenia nie potrafiły i nie były w stanie stawić oporu katastrofie. Ogień co pochwycił strawił gwałtownie przy sprzyjającym wietrze i pogodzie, a jedna z matek zachodząc od płaczu zapominała o dziecku liczącym naówczas 9 lat 6 miesięcy i 15 dni. W ogólnym popłochu nie zdołano nic uratować, a tem mniej owo dziecko, o którem nikt nie myślał. Ojciec był pewny, że wybiegł za matką – a mówiono później, że wróciło się po tabliczkę i książki szkolne.
Piszącemu drży pióro na samo wspomnienie owego opuszczonego miejsca w ławie szkolnej – bo jako nauczyciel kochał tę chłopczynę – był mu drugim ojcem dającym życie duchowe – dlatego radby przemilczeć reszty wspominawszy jeszcze iż dzieci szkolne oddały zmarłemu koledze ostatnią przysługę zawiesiwszy nad jego grobem uwity z barwniku wianek.
W latach następnych 1889 – 90 nadal utrzymuje się duża śmiertelność wśród dzieci między innymi z powodu epidemii chorób zakaźnych, szkarlatyny, czarnej ospy czy gruźlicy. Zmarło w tym okresie sześcioro dzieci w wieku szkolnym (5 z Dydnii 1 z Krzywego).
W 1888 roku mieszkańcy Krzywego coraz śmielej i głośniej zaczęli mówić o budowie własnej szkoły. Zaczęli gromadzić potrzebny materiał budowlany i w ciągu sierpnia 1889 roku wystawili własną szkołę. Jednak z powodu spóźnionej systematyzacji tejże szkoły gmina Krzywe nie otrzymała nauczyciela i dzieci obowiązane były uczęszczać do szkoły Od 1 września 1890 r. do szkoły ludowej w Dydni uczęszczali zatem tylko uczniowie tej gminy. Rok szkolny jak wspomina ówczesny nauczyciel rozpoczął się solennym nabożeństwem, które celebrował bezinteresownie Ks. Kanonik Szczęsny Biesiadzki a na naukę zapisało się wówczas z samej Dydni 212 uczniów. Ta duża liczba dzieci zapisanych na naukę szkolną była między innymi wynikiem kar nałożonych przez Świetną CK Radę szkolną w ubiegłym roku na tych mieszkańców Dydni, którzy nie posyłali swoich dzieci do szkoły. Z drugiej strony kary te przysporzyły nauczycielowi wielu problemów i kłopotów o których wspomina następująco.
Nałożone grzywny przez Świetną CK Radę Szkolną Okręgową w poprzednim roku nie rozminęły się z właściwym celem choć zaznaczyć tu wypada, że tylko nadzwyczajne środki zastosowane choćby przez najwyższe władze szkolne jednają biednemu nauczycielowi nawet pomiędzy przychylnymi członkami gminy zaciętych wrogów, którzy każdej chwili i na każdym miejscu gotowi są sztandar otwartej wojny przeciw szkole i nauczycielowi rzucić mu w twarz niczem nie usprawiedliwionymi obelgami, zarzucić skargami, a gdy te nie znajdują pokupu u władz – przekleństwem, nienawiścią niedowierzaniem itd. Miałem i mam tego dowody na sobie niestety i nie radzę mojemu następcy – powodując się li tylko rzetelnością aby kiedy uciekał „się do tego środka, czy on będzie stałym czy prowizorycznym”.
Zapewne ta pierwsza grzywna nałożona tych mieszkańców Dydni, którzy z różnych powodów nie posłali swoich dzieci na naukę szkolną była wynikiem skargi złożonej przez ówczesnego nauczyciela do Świetnej CK Rady Szkolnej Okręgowejw Sanoku co w efekcie przyczyniło się do powstania konfliktu pomiędzy ukaranymia miejscowym nauczycielem, który z każdym dniem nasilał się coraz bardziej.
W latach następnych 1891 – 96) pomimo wielu przykrości wyrządzonych przez niektórych mieszkańców Dydni nauczycielowi nadal podejmował liczne wysiłki zmierzające do poprawy warunków nauki w tutejszej szkole.
W roku szkolnym (1891 – 92) dokonano rozszerzenia pomieszkania nauczycielskiego. W roku (1892 – 93) w sali szkolnej wstawiono podłogę jodłową oraz wytrynkowano budynek szkolny zewnątrz a także wybielono wewnątrz.
W roku 1891 rozpoczął Stanisław Bienia zakładanie szkółki drzew owocowych, w której zasadził 410 szt. trzesień, 140 śliw, 110 jabłoni i 240 grusz, co razem daje 800 szt. drzew owocowych. Wszystkie te drzewka w ciągu wakacji 1892 r. zaoczkował bez żadnego nakładu pieniężnego oraz własną pracą i staraniem.
W tym czasie tj. 6 – go października 1892 r. nałożyła Rada Szkolna miejscowa grzywny po 1 zł i 50 gr za niezapisanie oraz nieregularne uczęszczanie do szkoły na13 gospodarzy a mianowicie Gołkowskiego Kazimierza 50 gr, Boconia Jana 50 gr, Piegdonia Michała 50 gr, Gołkowskiego Tomasza 1 zł na Piegdonia Józefa 1 zł, Sabata Szymona 50 gr, Kłodowskiego Stanisława 50 gr, Gaworeckiego Józefa 50 gr, Gaworeckiego Jana 50 gr, Kłodowskiego Franciszka 50 gr, Niedzielskiego Józefa 50 gr, Tymińskiego Wiktora 50 gr i Wójcika Tomasza 50 gr.
W roku 1894 przez cały czerwiec i lipiec występowały ciągłe deszcze. Wodaz rzek występowała pięć razy zalewając nadbrzeżne nisko położone okolice, pustosząc sianokosyi unosząc pracę rolnika całymi stogami i kopami. Łąka szkolna była również 5 razy pod wodą a zatem o zbiorze siana nie było co mówić – przepadł. Głodu jednakże pomimo tego nie było bo zagranica, a mianowicie Węgry dostawiły. W tym roku tj. końcem 1894 r. założono w Dydni sklepik kółka rolniczego. Egzaminu końcowego natomiast nie było ze względu na bardzo ciężką słabość żony nauczyciela sp Anieli Bienia, która zmarła 13 sierpnia 1893 r.
W roku szkolnym 1894 – 95 weszły w życie nowe planyszkolne na podstawie, których opracowano nowe książki szkolne tzw. „Szkółki” cz. III i IV a w dalszej kolejności część I i II. Ten rok szkolny był dla piszącego kronikę szkolną nauczyciela Bieni nacechowany samemicierpieniami. Składały się na to różne powody takie jak prześladowanie ze strony wójta gminy Czopora Józefa liczne skargi oraz choroba dzieci. Pomimo tego rok szkolny zamknięto jak zwykle z końcem czerwca 1995 r. solennym nabożeństwem oraz uroczystym popisem uczniów i rozdaniem nagród.
Ostatni rok szkolny tego nauczyciela (1895 – 96) obfitował w liczne skargi i procesy oraz prześladowania ze strony zwierzchności gminnej a mianowicie Józefa Czopora – wójta, Szczepka Józefa – zastępcy i Jędrzeja Wójcika pisarza gminnego, Feliksa Wójcika i Jędrzeja Kłodowskiego członków Rady Szkolnej miejscowej. Wyżej wymienieni wnieśli przeciw nauczycielowi tej szkoły skargę do CK Sądu Okręgowego w Sanoku o obrazę honoru w związku z czym musiała być szkoła zamknięta na czas trwania terminów – czyli przez 4 dni nauki szkolnej.
31 lipca 1896 roku Stanisław Bienia, pełniący przez 12 kolejnych lat funkcję nauczyciela szkoły ludowej w Dydni zapisał w Kronice Szkolnej następujące zdania;
„Przed tymi tu wymienionymi osobami ostrzegam moich następców w zawodzie, aby się nie dali zwieść słodkim słówkom i trzymali się w przyzwoitej odległości. W tym roku szkolnym nic się zresztą szczególnego nie wydarzyło chyba to iż nareszcie po pełnych pracyi mozołów w tutejszej szkole latach dwunastu przenoszę się równieżw charakterze nauczyciela stałego do Baryczy pow. Brzozów.
Tak oto miejscowe władze gminne podziękowały Stanisławowi Bieni za jego pełną poświęcenia służbę i pracę nauczycielską, za ogromny wysiłek i starania dotyczące poprawy warunków nauki i podnoszenia poziomu nauczania i wychowania. Główną przyczyną zaistniałego konfliktu było zapewne bezwzględne egzekwowanie przez wspomnianego nauczyciela obowiązku szkolnego dzieci w wieku 6 – 12 roku życia oraz wnioskowanie do władz oświatowych o karanie tych gospodarzy, którzy świadomie łamali obowiązujące prawo.
W roku szkolnym 1896 – 97 po przeniesieniu Stanisława Bienia zamianowany został na tymczasowego nauczyciela Pelczar, który pełnił tę funkcję od 1 września 1897 r. Od tego czasu CK Rada Szkolna Krajowa zamianowała na funkcję stałego nauczyciela Karolinę Grabień, która po zakończeniu roku szkolnego 1897 – 98 uznała że „o uczniów z wieloma zdolnościami, których to rodzice choć przy nie świetnych swych warunkach gospodarskich wysłali do szkół średnich i wyższych do części starałam się rodziców ich zachęcić aby kiedyś mogłam widzieć dorodne owoce swej zaszczepionej w młode jeszcze umysły pracy”.
Rok ten stał się bardzo pamiętny dla tutejszej Rady Szkolnej miejscowej, jak i parafii i w ogóle okolicy poprzez popełnienie strasznej zbrodni morderstwa na osobie sp. Ks. Feliksa Biesiadzkiego, miejscowym proboszczu i kanoniku honorowym Przewodniczącym szkół tutejszych tj. Dydni, Krzywego, Krzemiennej, Końskiego, Witryłowa i Jabłonki, członka Wydziału Powiatowego oraz jego siostrzenicy Stanisławy z Rucińskich Winiarskiej, dokonanej przez Konstantego Winiarskiego, a męża ostatniej w sposób jak następuje.
„Przyjechał konno o 4 godzinie w samo Zmartwychwstanie Pańskie. Jeszcze śp. Ks. Biesiadzki leżał i nie witając się nawet z wujem pchnął go nożem w serce a potem strasznie poranił. Ks. Kanonik Bogu ducha oddał około godziny 9 rano w strasznych boleściach.
Na miejsce śp. Ks Feliksa Biesiadzkiego wybrano przewodniczącym tejże rady szkolnej miejscowej zbiorowej na dzień 26 listopada 1898 r. Wielmożnego Pana Franciszka Gedla właściciela dóbr we Wydrnej i przyłączono do tejże Rady Wydrnę,Końskie i Witryłów.
Ostatnie lata XIX wieku 1898 – 99 w życiu szkoły nie zapisały się ważniejszymi wydarzeniami. Rok szkolny rozpoczęto także solennym nabożeństwem a następnie uroczystości te kontynuowano w szkole. W trakcie roku szkolnego było kilka przerw związanych z epidemią kolkuszu i innych chorób w wyniku których jedna z uczennic pnia Adela Bocoń, dziecko dobre i spokojne umarło na gardło”. Również i nauczycielka tej szkoły chorowała od 10 września na zapalenie płuc„a ponieważ nie leczyła się zaraz ani spoczęła jak radził jej Wielmożny Pan Inspektor, będąc na wizytacji tej szkoły, zapadła na zdrowiu tak dalece, że nie miała owocówze swej pracy tego roku. Z powoduchoroby tej nauczycielki nauka szkolna szkolne nie odbywała się w ogóle w kwietniu i maju a w czerwcu 1899 r. zajęcia szkolne odbywały się także nieregularnie.
Ten rok szkolny był pamiętnym dla całej Austro –Węgierskiej monarchii jaki i dla wszystkich szkół tego państwa ze względu na tragiczną śmierć „Cesarzowej Elżbiety – Pani pełnej cnót i miłosierdzia”.
11 września całe nasze państwo pokryło się żałobą na wieść, że nasza Cesarzowa Elżbieta dnia 10 września w Genewie przez Włocha anarchistę zamordowana została. Dnia 19 września 1898 r. odbyło się na ten cel nabożeństwo żałobne w tutejszym kościeleparafialnym w Dydni.
W dniu 1 września 1939 roku złowieszcze słowo "wojna" odbiło się echem. Odwieczny wróg nasz, Niemiec zgwałcił wszelkie umowy i zasady sprawiedliwości. Zajęczały polskie ziemie pod ciężarem opancerzonych aut i czołgów. Wrogie dywizje wyposażone w najbardziej nowoczesny sprzęt i w krótkiej, lecz zaciętej walce z nierównymi siłami Polaków zalały Pomorze, Wielkopolskę i Śląsk. Padł Kraków i Częstochowa. Miasto za miastem wpadały w szpony najeźdźcy, a gdy po bohaterskiej krwawej obronie padła stolica Warszawa, w narodzie polskim zamarły serca z bólu i rozpaczy nad pohańbieniem świętej ojczystej ziemi. W dniu 10 września nasza najbliższa okolica ujrzała pierwsze zmotoryzowane patrole niemieckie, a potem wszystkie gościńce zaroiły się mnóstwem aut, czołgów i motocykli niemieckich. Przez kilka dni i nocy nie ustawał warkot motorów i zgrzyty kół. Coś piekielnego było w tym zwycięskim pochodzie na wschód. Jesień owego roku była niezwykle pogodna i piękna. Jakiś tragiczny kontrast między tym co się działo na znękanej najazdem ziemi, a cudnym pogodnym jesiennym słońcem, które bez jednej chmurki całymi tygodniami prażyło z nieba, osuszając błotniste zwykle w tej porze wiejskie drogi. Stan wody na rzekach był tak niski, że w każdym miejscu można było wygodnie w bród rzekę przejechać. Nic też dziwnego, że i nasz pobliski San nie stanowił żadnej przeszkody dla prącego naprzód wroga. Po pewnym unormowaniu się stosunków władze niemieckie zorganizowały inspektoraty szkolne. Powiat brzozowski wcielono zrazu do obwodu szkolnego sanockiego, później krośnieńskiego. Z początkiem listopada 1939 r. otworzono bramy szkolne Dydni i zorganizowano 4-ro klasową szkołę. Pierwszą szykaną ze strony władz szkolnych niemieckich było przeniesienie wszystkich nauczycieli z miejsc w których pracowali, do jakiejkolwiek innej miejscowości. Cel tego posunięcia był aż nadto wiadomy. Dla nauczycielstwa był to bardzo ciężki cios, tym bardziej gdy się zważy, że przez sześć miesięcy oczekiwali wypłat poborów, oraz, że wśród ciężkich warunków wojennych musieli dopiero w nowej siedzibie urabiać sobie stosunki. Na budynkach szkolnych zamalowano czym prędzej godła Polski, ze szkół usunięto pośpiesznie wszystko co mogło przypominać wolność. Na ścianach sal szkolnych zawieszono przy pomrukach niezadowolonej młodzieży szkolnej portret Fuhrera. Zabroniono pod ostrym rygorem używania dawnych polskich podręczników, czy map. Zniesiono oczywiście naukę historii i geografii. Przez długi czas uczono bez żadnego podręcznika, aż wreszcie przyszła dla polskiej młodzieży duchowa strawa pod postacią lichego pisemka "Ster". Ten to "Ster", wydawany przez niemieckie władze, był już do końca okupacji niemieckiej nieodstępną i jedyną lekturą polskiego dziecka. Pięć lat zaledwie trwając, ale jak długim wydawał się nauczycielom ten okres niewoli i niedoli. Pięć twardej nieubłaganej walki o byt, pięć lat pracy szkolnej prowadzonej w niepalonych często salach lub nie w salach szkolnych lecz w izbach nie nadających się wcale do prowadzenia nauki. We wrześniu 1940 r. zajmuje wojsko niemieckie budynek szkoły na kwatery. Uczono w wiejskiej chacie, nie wykończonej jeszcze, gdzie ze wszystkich stron przez niezalepione szpary wdzierał się mróz, gdzie brakowało podłogi i pieca. Po ośmiu miesiącach tej żmudnej i trudnej pracy w nieodpowiednim lokalu wróciliśmy z powrotem do swojego budynku szkolnego. Zimno głód i niewygody to tyko cierpienia fizyczne. Stokroć gorsze katusze moralne, które wycierpieli nauczyciele pod katem pruskim. Ciągła groza internowania do obozu, wywiezienia na roboty do Niemiec. Grozę sytuacji obrazuje następujące wydarzenie. W szkole odbywała się nauka, gdy nagle na gościniec szkoły wjechał samochód ciężarowy i rozpoczęła się szalona "łapanka" mieszkańców wsi na roboty do Niemiec. Co żyło we wsi uciekało, a "hycle" pędząc od domu do domu porywają chłopców i dziewczęta i za chwilę auto pełne ludzi odjechało ze wsi. A oto znów któregoś dnia pustki w szkole. Okazało się, iż pogłoska o wywózce podstępem starszych dzieci w jakiejś wsi spowodowała panikę do tego stopnia, że nie wypuszczano dzieci z domów. Mimo ostrych zakazów, gróźb obozu i utraty posady istniały małe zespoły tajnego nauczania. Nauczyciele wykorzystywali do tego swoje prywatne biblioteczki. Nauczanie to odbywało się w następujący sposób. Podczas gdy nauczyciel wykładał lekcję wybrany uczeń obserwował okolicę i alarmował w przypadku pojawienia się niemieckich inspektorów lub donosicieli. W przypadku kontroli zakazane podręczniki chowano do pieca, który oczywiście nie był używany. Natomiast w nauczaniu jawnym nauczyciele starali się dyskretnie omijać treści okólników i podawać tylko niezbędne informacje dotyczące zaborcy. Negatywne ustosunkowanie się urzędników gminnych do szkoły i nauczycielstwa nastręczały kolejnych trudności. Często pomijano nauczycieli przy rozdawaniu żywności czy ubrań. Nie przydzielano opału, ani nie przeprowadzano drobnych napraw jak choćby wybite szyby. Zaznaczyć należy, że w budynku szkolnym w czasie okupacji stacjonowały oddziały niemieckie. W związku z tym rok szkolny często rozpoczynał się z opóźnieniem lub przerwami w ciągu nauki. Uczono również w budynkach prywatnych. Informują o tym również zapisy w Kronice Rok szkolny 1940/1941 rozpoczął się 3 września, jednak od 9 września do 10 października nastąpiła przerwa w nauczaniu, gdyż cały budynek szkolny zajęło wojsko niemieckie. 11 listopada rozpoczęto naukę w wynajętych dwóch izdebkach w prywatnym domu we wsi, własności p. Feliksa Pocałunia. Warunki pracy były złe i ciężkie. Uczono na trzy zmiany. Izby nie posiadały podłogi, jedynie gołe klepisko, a nowopowstały budynek miał niepolepione ściany przez które przewiewał wiar a w zimie śnieg. Na zamarzniętej ziemi trudno było przez kilka godzin wytrzymać bez uszczerbku na zdrowiu, tak że frekwencja w zimniejszych okresach nie dopisywała. W końcu w kwietniu powrócono do opuszczonej przez wojsko niemieckie szkoły. Na trudną sytuację nauczania miały również wpływ bardzo mroźne zimy i epidemia tyfusu, która nie oszczędziła mieszkańców nie tylko Dydni, ale i okolicznych wiosek. Ciężkie czasy okupacji odbiły się na budynku szkolnym. Stacjonujący w szkole żołnierze najpierw niemieccy, później radzieccy zniszczyli inwentarz szkolny, bibliotekę i wszelką dokumentację. Podczas wojny były trudności z zaopatrzeniem w opał na zimę, czy wstawieniem wybitych szyb. Ciężko było dostać kartki zaopatrzeniowe na ubrania i przydziały na żywność. Jednak pomoc nauczycielom udzielali życzliwi mieszkańcy wsi. Z wielką ulgą i radością obserwowali nauczyciele i uczniowie pogrom okupanta. W lipcu 1944 runęły pojazdy mechaniczne i formacje barbarzyńskich Niemców, lecz upokorzonych i złamanych na duchu. Krótka walka w najbliższej okolicy i oto w dniu 2 sierpnia jedzie przez wieś konnica Czerwonej Armii w pościgu za wrogiem. Szybko toczą się wypadki. Wnet zostają zorganizowane odpowiednie władze. Z początkiem września szkołą w Dydni rozpoczęła swą pracę przemianowana z 4-ro na 7- mio klasową szkołę. Wprowadzono natychmiast wyrugowaną przez wroga naukę historii i geografii. Warunki pracy okazały się dość trudne i ciężkie, głównie z powodu zniszczenia inwentarza szkolnego, przez cofających się Niemców, a następnie przez kilkanaście dni zakwaterowanych żołnierzy radzieckich, którzy wiele zniszczonych rzeczy usunęli na strych i do komórki. Okazało się potem, że te rzeczy były tak zniszczone, że nie przedstawiały już żadnej wartości. Dokumentów nie można było w żaden sposób skompletować, a biblioteka nauczycielska przedstawiała tylko kupę śmieci. Dnia 27 maja padł wielki strach na gromadę Dydnia. Wieś Temeszów została spalona przez bandy nacjonalistów ukraińskich. Wywołało to niepokoje całej gminy. Przerwana została również nauka w szkole. 9 września pożar sąsiedniego Witryłowa na nowo wywołał obawy mieszkańców gminy. W trosce o uczniów w roku 1946 utworzono w szkole kuchnię dzięki której wydawano do 220 obiadów dziennie dzięki Komitetowi Dożywiania Dzieci. Zakończyła się także sprawa UPA. Zlikwidowano ostatnie ukraińskie bandy i wysiedlono Ukraińców z pobliskich wiosek znad rzeki San. W dalszych latach nauka odbywała się w macierzystym budynku. Kalendarz uroczystości szkolnych zaczęły wypełniać uroczystości i akademie których celem było pogłębienie przyjaźni polsko-radzieckiej ( im. Józefa Stalina, rocznica śmierci Lenina, akademie ku czci Armii Czerwonej, 1 Maja) Były też inne uroczystości Dożynki, Tydzień Oświaty, Święto Ludowe, święto Matki i Międzynarodowy dzień dziecka. Akademie, pieśni dekorowane sale, zawody sportowe, trójbój w parku. Szkoła pełniła także funkcje społeczne jak szkolenia przygotowującego do przeprowadzenia powszechnego spisu (3 XII 1950). Szkoła starała się akcentować także ważne wydarzenia w dziejach ludzkości jak wystrzelanie sztucznego satelity w kosmos przez ZSRR (4.X.1957r.) Z okazji Dnia Oświaty Książki i Prasy odbywały się spotkania z poetami.Np. z poetą Podhala Giewont Szczeciną. Młodzież szkolna usłyszała deklamację w gwarze góralskiej, oraz bajki i baśnie terenów podhala. W roku 1963/1964 utworzono pracownię do zajęć techniczno-praktycznych i przeprowadzono elektryfikację szkoły. Dnia 15 VIII 1967r. uroczysta odsłona odsłona tablicy na której znajdowały się nazwiska pomordowanych chłopów w strajku chłopskim 1937r. w dzień "Święta Chłopskiego". Przybyli przedstawiciele ówczesnych władz, harcerze z Dynowa i Brzozowa, przedstawiciele wojska, mieszkańcy okolicznych miejscowości. Wręczenie kierownikowi Szkoły Wróblewskiemu Piotrowi dekretu nadający szkole imię "Poległych w strajku chłopów w 1937 r. w Dydni".
Pawilon szkolny oddany do użytku w 1971 r.
Mieszkania służbowe w budynku szkolnym postanowiono przeznaczyć na dwie sale lekcyjne. Wydział Oświaty zakupił dwa domy prywatne dla szkoły do których przeprowadzili się nauczyciele. 14 VIII zakończono generalny remont szkoły. Należy zaznaczyć wielkie zaangażowanie Pytlowanego Józefa kierownika szkoły w Wydrnej który nadzorował prace nad generalnym remontem. Po przejęciu stanowiska kierownika szkoły w Dydni przez Pytlowanego Józefa i poprzez jego starania uzyskano zezwolenie na budowę pawilonu do budynku szkoły. Mieszkańcy Dydni zobowiązali się do pomocy finansowej i robocizny. 9.IX 1968r. Rozpoczęły się prace nad budowa pawilonu. W roku szkolnym 1969/70 naukę rozpoczęła młodzież klasy pierwszej Szkoły Przysposobienia Rolniczego. Ponieważ młodzieży przybywało, wybudowano obok szkoły nowy pawilon, który oddano do użytku w roku 1971. Okazał się również niewystarczający i dlatego przystąpiono do budowy nowego, pięknego obiektu szkolnego, w którym obecnie uczy również się młodzież z gimnazjum.
Autorzy: Henryk Dąbrowiecki, Mariusz Szuplewski